piątek, 17 kwietnia 2009

Rywalizacja

Każdy to zna. Chcesz byś lepszy, szybszy, dobiec dalej, zdobyć więcej. Wszystko jest ok, do czasu, aż nie przerodzi się to w zawiść. Wtedy jestes gotowy podłożyć komuś nogę, coś komuś odebrać, 'zapomnieć' o zasadach. Nawet to nie jest jeszcze takie najgorsze, bo zwykle te objawy zane są jedynie źle wychowanym ludziom. Ale nienawiść? Stu procentowa zazdrość aż do bólu?
To już zaczyna robić się niebezpieczne.
Głupi turniej piłkarski, ale każda jedna dziewczyna ma przygotowanych na poczekaniu 10 epitetów na temat przeciwnika. Nie muszę chyba dodawać, że nie są zbyt miłe.
Czy warto marnować życie na zazdroszczeniu innym? Doceńmy to, co mamy, wykorzystajmy swój własny potencjał, zdobądźmy się na indywidualność. To nie jest takie trudne, jak nam się wydaje, a sprawia, że świat jest już odrobinkę lepszy.

czwartek, 16 kwietnia 2009

welcome king of the dancehall ;p

Od paru minut próbuję się doszukać jakiś sensownych wskazówek, co do prowadzenia tego typu bloga. Bezskutecznie. Mam nadzieję, że to co teraz pisze, ukaże się jako mój post. A przynajmniej, że się nie skasuje...
Miły początek, jak na bloga, który miał być pozytywny. No nie powiem... Czyżby odzywał się we mnie wrodzony pesymizm? Nie może być! Skusiłam się na optymistycznie nastrajający konkurs, więc nie może z tego wyjść zbiorowisko zażaleń i skomleń.
No dobra, to teraz niech sobie przypomnę trochę radości, doświadczonej dnia dzisiejszego...
Ech, opisywanie dnia jak w jakimś pamiętniczku, byłoby bezcelowe.
No to z innej beczki.
Pogoda?
Oł noł [sic!], lepiej na dzisiaj zakończę... Jeśli pogoda ma być tematem twoich wypocin, to lepiej od razu uruchom klawisz 'Backspace'.

O, to może wytłumaczę się z tytułu. Nie, niestety nie jestem „queen of the dancehall”, aczkolwiek cały dzisiejszy dzień nastrajam się tą piosenką. Podskakuję na krześle, tańczę w drodze do kuchni i wyglądam ogólnie dość głupio, ale najważniejsze, że jest w tym rytm. Rytm w życiu jest bardzo ważny. Dla mnie to swoiste poczucie bezpieczeństwa. Jeśli jest rytm, to znaczy, ze wszystko jest w najlepszym porządku. Co innego życie schematem. Rutynowe działania dzień po dniu totalnie mnie przerażają. Nie mogę nawet myśleć o tym, ze za 10-20 lat popadnę w rutynę. Nic nie będzie mnie cieszyć, a przede wszystkim nic mnie nie zaskoczy! To jest przerażające. Praca, dom, kuchnia, spanie.
Przyszłość, dorosłość sama w sobie jest pełna obaw. Teraz, gdy jestem nastolatką wszystko jest takie ekscytujące. Ciągle czegoś oczekuję, snuję plany, robie głupie rzeczy, nabijam sobie licznik wspomnień. Jednocześnie wciąż myślę, że moje nastoletnie życie mogłoby być jeszcze fajniejsze. Mogłabym mieszkać w dużym mieście, mogłabym mieć więcej kasy, lepszych znajomych. I tutaj dochodzę do tego, że chciałabym, aby moje dzieci miały to, czego mi zabrakło. To ma swoje wady i zalety. Oczywiście dlatego będę ciężko pracować i starać się, żeby było im dobrze, ale jednocześnie to będzie takie spełnianie moich dawnych marzeń. A to juz jest smutne, że ja już nie będę wtedy nastolatką, nie będzie już szalonych przygód. Moje marzenia będą zupełnie inne. I tak zamyka się błędne koło myśli. Niepokoje się, że nie zdążę się nacieszyć tym, co mam teraz, wykorzystać wszystkich możliwości, w pełni przeżyć całej mojej młodości. Boje się także o to, że nie przygotuje się należycie do tego, co mnie czeka. Że będę żyć marzeniami. Że obudzę się za 50 lat, jako człowiek bez wspomnień.